Boże, jak ja nienawidzę takich dziewczyn. Panna idealna.
Idealny uśmiech, idealne oczy, idealne nogi, idealna sylwetka. Idealne
zachowanie. Nosz...
I jeszcze ta wtopa z powitaniem. Co ona, myśli, że będę ją
po rękach całować. No bez przesady, tak?
- Zayn, wysiadamy – Lou szturchnął mnie w ramię.
Właśnie, zapomniałem powiedzieć jeszcze i tym, że dziś
będziemy nocować w domu tej panny-idealnej. Harry i ten jego długi język...
Byliśmy już mocno spóźnieni na umówiony z panem Creews’em
popołudniowy obiad. Dlaczego? Z powodu szofera-idioty. Ot co! I przy okazji
wstąpiliśmy do jakiejś kwiaciarni, a właściwie Liam wstąpił, bo „głupio iść z
pustymi rękami”. Tej lasce trzeba by skręta dać, żeby się wyluzowałam, a nie
jakieś badyla.
Ale pomińmy sprawę Liama i jego kwiatków. Właśnie staliśmy
przed jednym z najpiękniejszych domów,
a właściwie prawie pałaców w Londynie. Nie no, robił wrażenie. Wielki dom
otoczony jeszcze większym ogrodem. Aleję, która prowadziła do domu otaczały
wiekowe drzewa. Byłem pod wrażeniem.
Gdy doszliśmy do drzwi rozejrzeliśmy się za dzwonkiem. Nie
ma. Harry z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
-
Mamy wejść ot tak, po prostu?
-
Może spróbuj tym? – wskazałem na wiszącą na drzwiach mosiężną
kołatkę. Harry zmierzył ją w dłoni i mocno zastukał.
Po chwili przed nami stanął starszy pan. Zanim zdążyliśmy
cokolwiek powiedzieć, on zwrócił się do nas.
-
Zapraszam, pan Creews już oczekuje.
Przechodząc przez korytarz usłyszałem dźwięki fortepianu.
Ładne dźwięki. Nie takie, jakie wydobywałem z tego instrumentu ja, kiedy
próbowałem grać. To była piękna muzyka. Starszy pan wprowadził mnie i chłopaków
do olbrzymiego salonu połączonego z jadalnią. Creews siedział już przy
zastawionym stole. Jednak moje spojrzenie zwróciło co innego. Na fortepianie
grała jego córka. Ubrana już inaczej, w płaskie balerinki, długie ciemne rurki
i koszulkę z kolorowym nadrukiem. Aż mi nie pasowała do takich ciuchów. Ale to
nie strój przykuł moją uwagę. Nie mogłem odwrócić wzroku od skupionej, spokojnej
twarzy i chudych palców śmigających po klawiaturze. Gdy dziewczyna zorientowała
się, że jesteśmy w pokoju zakończyła melodię i wstała z podłużnego stołka.
Creews zrobił to samo.
-
Witam panowie – powiedział z uśmiechem, podając każdemu z nas
dłoń.
-
Dzień dobry, jeszcze raz, panie Creews. Przepraszamy za
spóźnienie – Nail nie spuszczał wzroku z nakrytego stołu.
-
Och, nie szkodzi, nie czekaliśmy zbyt długo, prawda Hope?
-
Nie, wcale – wyczułem w głosie nutkę sarkazmu .
Zaproszono nas do stołu. Zająłem miejsce naprzeciwko Hope.
Podniosła na mnie wzrok znad swojego
talerza. Również na nią spojrzałem. I wydawało się, że na tym zakończyła się
moje spotkanie z córką pana Creewsa.
Po skończonym posiłku Hope została wysłana przez ojca po
jakiegoś Joela. Po chwili wróciła, kręcąc głową.
-
Joel śpi, nie będę o budzić. Sama pokażę im pokoje. – jej
ojciec skinął tylko głową, bo zajęty był rozmową przez telefon.
-
Proszę za mną – poprowadziła nas po szerokich marmurowych
schodach – wasze bagaże zostały już przeniesione – poprzedziła moje pytanie.
Kolejno otworzyła pięć drzwi prowadzących do jasnych pokoi.
-
Jakbyście nie mieli ochoty siedzieć tu cały czas, zapraszamy
do ogrodu – uśmiechnęła się i znikła za drzwiami pokoju naprzeciwko.
Po ogólnym zapoznaniu się z domem postanowiłem faktycznie
wyjść do obszernego ogrodu. Schodziłem powoli po schodach, wsłuchując się w
dźwięki fortepianu. Zatrzymałem się w drzwiach salonu chcąc zobaczyć, czy to
ona znowu gra. Znów zobaczyłem skupioną twarz. Nie myśląc wiele zrobiłem kilka
kroków w przód, zdawała się mnie nie dostrzegać. Na pewno nie dostrzegała. Była
przecież taka skupiona. Idealna.
-
Podoba ci się jak gram? – wyrwał mnie z zamyślenia jej głos.
Nie zauważyłem, kiedy przestała grać. Teraz jej oczy pilnie mi się przyglądały.
-
Co? A taa –wydukałem, odwracając wzrok – dobrze ci idzie,
chciałbym tak grać.
-
O, myślałam, że twoim celem życiowym jest zgarnięcie jak
największej liczby obserwatorów na twitterze – rzuciła sarkastycznie. Nie
odpowiedziałem.
-
Grałeś już kiedyś? – znów się odezwała.
-
Ta, próbowałem.
-
Chodź – zaprosiła mnie ruchem dłoni na podłużny taboret przed
fortepianem. Nieśmiało usiadłem obok niej – spróbuj.
Przekartkowała notes z nutami, wybrała dość prostą melodię.
Spróbowałem zagrać. Po kilku sekundach jej twarz wykrzywił grymas.
-
Dosyć. Kaleczysz fortepian .
-
Fakt. Nie jestem tak dobry jak ty – zaśmiałem się gorzko.
Uśmiechnęła się i złapała za moje dłonie. Spojrzałem na nią
pytająco. Ułożyła moje palce na klawiaturze fortepianu.
-
Jeszcze raz –
powiedziała, nie puszczając moich dłoni.
Teraz szło lepiej, bo to ona grała moimi dłońmi. Czasami
przyciskała je do klawiatury mocniej, czasami lżej. Czułem, że muzyka przebiega
przez moje ciało. Wspaniałe uczucie. Na zakończenie wygrała moimi dłońmi trzy
ostatnie dźwięki. Uśmiechnęła się
tryumfalnie.
-
Każdy potrafi grać. Tylko nie wszyscy o tym wiedzą.
-
Może masz rację. Ale ja nie mam czasu się uczyć. Poza tym, mój
nauczyciel zrobiłby się gwiazdą dzięki tym lekcjom –odpowiedziałem nie
odwracając wzroku od instrumentu.
Zaśmiała się.
-
A chciałbyś się nauczyć?
-
Jasne – odparłem.
-
To zapraszam do mnie na lekcje – znów się zaśmiała.
-
Jaja sobie robisz?
-
Nie, dlaczego. Trochę już umiem, chętnie cię podszkolę
–uśmiechnęła się do mnie i zaczęła znów wygrywać melodię.
-
Wiesz, nie wiem, może to będzie dla ciebie kłopot...
-
W wakacje siedzę całymi dniami w domu, nigdzie nie wychodzę.
Jaki kłopot? – wzruszyła ramionami.
-
Skoro tak mówisz – zacząłem, ale wpadła mi w słowo
-
To we wtorki?
-
Ok...
-
Wtorek, szesnasta. Zawsze tutaj – dokończyła planować.
Przytaknąłem.
Powoli wycofałem się z pokoju, zostawiając ją samą.
Przebierając się w dres służący mi za pidżamę przeklinałem
się w duchu. Lekcje gry na fortepianie
z panną idealna. To będą najgrzeczniejsze godziny w moim życiu.
♥
Matko boska! Jaka ja
jestem głupia! Naprawdę zawsze muszę być taka uczynna i miła? „chętnie cię
podszkolę”, co to w ogóle miało być?! No pięknie, teraz do końca wakacji
będę musiała użerać się z tym chłopakiem. Jak mu było... Zayn. Tak, ten mulat
to Zayn.
A więc we wtorkowe popołudnia czekają mnie lekcje z
kompletnym muzycznym zerem. On nie potrafi grać...
Hope, musisz popracować a byciem bardziej krytyczną i mniej
uczynną. Zapamiętam na przyszłość, Dzięki mój wewnętrzny głosie. Szkoda, że
odezwałeś się już po fakcie.
♥
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju przez
odsłonięte rolety. Rozejrzałem się po pokoju. No tak, byłym zapomniał. Przecież
znajdujemy się w rezydencji pana Creewsa i jego córki – panny idealnej, która
notabene ma mnie uczyć grać na pianinie. Brawo Zayn! Ty to jednak nie umiesz
odmawiać.
Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju, mając na celu
obudzenie reszty zespołu. Na korytarzu zacząłem się zastanawiać, które drzwi
właściwie należą do pokoi chłopców. Na ślepo wybrałem te naprzeciwko moich.
Pokój był znacznie większy od mojej sypialni, na łóżku leżała osóbka przykryta
po same uszy, zobaczyłem tylko skrawek jasnych włosów.
Naill
Powoli zakradłem się do łóżka i usiałem na jego brzegu.
Objąłem leżącego przyjaciela i powiedziałem mu do ucha;
-
WSTAWAJ, BLONDYNKU.
Postać odwróciła się do mnie, i o kurwa mać, nie był to
Naill.
-
Nie te drzwi – powiedziała skrzywiona Hope, rozcierając ucho.
-
Jezu, sorki, nie wiedziałem że... –zerwałem się na równe nogi.
Miałem nadzieję, że nie zauważyła moich rumieńców.
-
Nie szkodzi, Naill to ten blondynek?
-
Tak, i dlatego pomyliłem go z tobą.
Uśmiechnęła się.
-
Ładnie się rumienisz.
Już miałem coś odpowiedzieć, gdy spod łóżka wskoczyło jakieś
stworzonko i z piskliwymi odgłosami rzuciło się na mnie.
-
Oskar! Oskar uspokój się! – dziewczyna zerwała się z łóżka i
chwyciła, jak się okazała malutkiego mopsa na ręce – przepraszam cię za niego,
próbuje mnie bronić – powiedziała drapiąc psiaka za uchem.
Uśmiechnąłem się i też spróbowałem go pogłaskać. Oskar
zawarczał ostrzegawczo.
-
Chyba cię nie polubi – zaśmiała się.
-
Na to wygląda – rzuciłem jeszcze bardziej zawstydzony – to ja
już może pójdę.
-
Mhm – pokiwała głową – widzimy się na śniadaniu.
Na śniadaniu zameldowali się wszyscy członkowie zespołu, pan
Creews i jego córka. Gospodarz zajął nas wszystkich rozmową o naszych planach
na przyszłość. Najbardziej zaangażowali się o dziwo Naill i Liam, którzy byli
zwykle mniej wygadani niż reszta. Widać, polubili pana Creewsa.
Gdy po posiłku i spakowaniu swoich ciuchów zaczęliśmy się
żegnać zaczepiłem Hope.
-
Wiesz, że wtorek jest jutro?
-
Wiem – odparła –czekam o szesnastej.
I mniej-więcej tak zakończyła się nasza poniedziałkowa
rozmowa.